Czytałam gdzieś kiedyś wywiad z Edgarem Keretem, którego niespecjalnie lubię jako pisarza, choć opowiadanie, jako forma literacka, jest mi bliskie. Powiedział On, że pisze krótkie opowiadania, nie tylko dlatego, że można je przeczytać w drodze do pracy, ale także dlatego, że jeśli autor takowych ma wystarczająco dużo szczęścia, ludzie myślą o nich przez resztę dnia.
Twierdzenie o tym, że żyjemy szybko i w biegu, nie będzie ani nowe, ani odkrywcze. A jednak, dla mnie, wciąż będzie zastanawiające. Dokąd zmierza świat, w którym to, co krótkie jest lepsze?
Krótkie filmy (
jestem fanką), krótkie zadania (czyli istota
zielonych-butów), a potem już tylko krótkie rozmowy przez telefon (zwykle w oczekiwaniu na autobus) i szybkie spotkania (gdzieś na granicy tego co trzeba zrobić).
Ciągłe spoglądanie na zegarek, na ekran telefonu, na uciekający za oknem krajobraz.
I tylko nieliczni mają umiejętność zatrzymywania się w tym szalonym świecie. Bycia tu i teraz.
Mi zdarza się bywać tak w Paryżu. Mieście, które uwielbiam do granic możliwości, a w którym czas nie ma znaczenia.
A Wy, jak zatrzymujecie chwile?