poniedziałek, 30 kwietnia 2012

indeks ludzi, Łukasz

Spotykam czasem ludzi, którzy potrafią urzec mnie jednym zdaniem. Ludzi, którzy zdają się żyć w zgodzie ze sobą. Spokojnie. Uważnie.

- Wracałem do domu, to znaczy, nie do domu tylko do Poznania. Ale wiesz, w Poznaniu jest Ania, więc dla mnie to dom – mówi mi w samochodzie Pan Młody na trzy godziny przed swoim ślubem.

Przez te wszystkie przeprowadzki zapomniałam, że dom to nie miejsce.

niedziela, 22 kwietnia 2012

życia nie oszukasz

Pamiętam, że kiedy byłam mała, po remoncie, albo przed Świętami, moja Mama sprzątała do momentu, w którym wszystko było posprzątane. Nierzadko do samego rana. Kładliśmy się spać w bałaganie, a rano wstawaliśmy i w powietrzu unosił się zapach czystości.

Od lat wynajmuję mieszkania. Raz po raz powtarzam sobie, że takie jak są, są dobre. Może, faktycznie, kolor nie ten. Ale jeśli ustawimy nasze meble, lampy i ramki ze zdjęciami nie będzie tak źle. I faktycznie nie jest.
Przyznaję, niebieska sypialnia była tragiczna od samego początku, ale przecież niebieski to też kolor. Walczyłam ze sobą kilka miesięcy, bo wprowadzając się do tego mieszkania obiecałam sobie, że niczego nie będę przemalowywała.
Przemalowałam. I w tym miejscu muszę zaznaczyć, że przemalowanie z niebieskiego na biały było dużo trudniejsze niż mogłoby się wydawać.
Żółty salon przeszkadzał mi mniej, choć dobrze wiem, że żółty to już nie mój kolor. Myślałam, że pójdzie szybko. Raz raz i gotowe. Nie poszło.

Sprzątając późną nocą zastanawiałam się na co mi to było. Przecież to i tak nie moje mieszkanie. Choć przecież moje.

Skończyłam sprzątać w środku nocy. Nie umiem zasnąć, kiedy w domu jest bałagan. Z pewnością jestem córką mojej Matki.

wtorek, 17 kwietnia 2012

like a movie

Irytuje mnie niemoc ludzi. Niemożność podejmowania decyzji. Niezdolność do zajmowania stanowiska i wyrażania własnych opinii.
Drażni mnie wszystko to, co dla mnie, wydaje się łatwe i oczywiste.

Chciałabym umieć patrzeć na takie sytuacje z boku. Trochę tak, jakbym oglądała film, w którym główną rolę gra bohater nie z mojego świata. Taki, który drażni, bo wszystko robi nie tak. Nie te słowa i nie te decyzje.
A jednak, z uwagi na to, że to tylko film, staram się go zrozumieć. Wniknąć w jego skórę i poznać sposób myślenia. Zrozumieć dlaczego tak nie pasuje do mojego systemu wartości. I poznać to, co nim kieruje.
Wychodząc z kina jestem nawet trochę z siebie dumna. Przecież starałam się zrozumieć. Dostrzec motywy. Poznać sposób myślenia.

I, nie wiedzieć czemu, w codziennym życiu wygląda to inaczej. Zwyczajnie nie jestem zadowolona z zachowań, których nie rozumiem. W duchu, nikomu nie dziękuję za to, że pozwala mi wnikać do innego, tak odmiennego świata. Raz po raz zdaje sobie z tego sprawę.

Staram się więc zrozumieć. W końcu takie wykształcenie. I gdzieś powinna znaleźć się odpowiedź na pytanie Co autor miał na myśli?

piątek, 13 kwietnia 2012

hope you never grow old

Zauważam Ją od razu mimo że nie jest ani szczególnie piękna, ani wyjątkowo ubrana. Nie wydaje się być ekscentryczna. Mojej uwagi nie przykuwa fryzura, torebka czy buty. Widzę tylko Jej oczy.

Są ludzie, którzy nie uginają się pod ciężarem losu. Są kobiety, które dumnie idą przez życie niezależnie od tego jak bywa trudne. A zwykle, w takich właśnie przypadkach, bywa. Jednak z czasem ich ciała przestają być mocne i sprężyste. Stają się coraz słabsze. Wątłe. Ale niezależnie od tego ile mają lat ich siła wciąż tkwi w spojrzeniu.

Patrzę na tę starszą kobietę przez dłuższą chwilę. Nie, nie chodzi tylko o oczy. Ma w sobie coś jeszcze. Pewien rodzaj nieuchwytnej elegancji, która widoczna jest w każdym ruchu. Dostrzegam, że jest coś dostojnego w smukłej, choć pomarszczonej już szyi. W lekko uniesionym podbródku.

Myśląc o upływie czasu myślę o takiej właśnie dumnej, choć nie wyniosłej, starości.
I być może, jeśli dopisze mi szczęście, za pół wieku jakaś młoda kobieta patrząc na mnie pomyśli, że można starzeć się pięknie. Godnie.
Może nawet gdzieś to zapisze.

środa, 11 kwietnia 2012

between lines

Ponoć wrażliwym ludziom żyje się trudniej. Tak słyszałam.
Ci, którzy więcej widzą i bardziej czują, są często zbyt bezbronni wobec reszty świata. Wobec wszystkich tych niuansów ukrytych gdzieś między wierszami.

Kobiety są oczywiście mistrzyniami w dostrzeganiu ułamków sekund, które decydują o radości, zniechęceniu czy złości. To, co dla większości mężczyzn niezauważalne dla nas jest oczywiste.
Ton głosu.
Mrugnięcie powieką.
Ściągnięte usta.
Nerwowo przekręcana bransoletka.
I, klasyka, czyli kropka nie w tym miejscu.

Dawno temu, w czasach liceum spędzałam z Przyjaciółką godziny na analizowaniu naszych, nieskomplikowanych jak okazywało się z perspektywy czasu, sytuacji życiowych. Na tym, kto powiedział, co powiedział. Jak i gdzie.
Z czasem nasze analizy ustąpiły miejsca dorosłym, codziennym problemom. A może, po prostu, mimowolnie z nich zrezygnowałyśmy. Łatwiej jest nie wiedzieć. Lepiej nie zauważać. I może właśnie dlatego warto na pół sekundy zatrzymać wzrok na wyświetlaczu telefonu, by nie widzieć tego jednego spojrzenia. I nie usłyszeć tego jednego westchnienia.

I nie musieć o tym myśleć przez resztę dnia.

wtorek, 10 kwietnia 2012

know how

Czytałam gdzieś kiedyś wywiad z Edgarem Keretem, którego niespecjalnie lubię jako pisarza, choć opowiadanie, jako forma literacka, jest mi bliskie. Powiedział On, że pisze krótkie opowiadania, nie tylko dlatego, że można je przeczytać w drodze do pracy, ale także dlatego, że jeśli autor takowych ma wystarczająco dużo szczęścia, ludzie myślą o nich przez resztę dnia.

Twierdzenie o tym, że żyjemy szybko i w biegu, nie będzie ani nowe, ani odkrywcze. A jednak, dla mnie, wciąż będzie zastanawiające. Dokąd zmierza świat, w którym to, co krótkie jest lepsze?
Krótkie filmy (jestem fanką), krótkie zadania (czyli istota zielonych-butów), a potem już tylko krótkie rozmowy przez telefon (zwykle w oczekiwaniu na autobus) i szybkie spotkania (gdzieś na granicy tego co trzeba zrobić).
Ciągłe spoglądanie na zegarek, na ekran telefonu, na uciekający za oknem krajobraz.

I tylko nieliczni mają umiejętność zatrzymywania się w tym szalonym świecie. Bycia tu i teraz.
Mi zdarza się bywać tak w Paryżu. Mieście, które uwielbiam do granic możliwości, a w którym czas nie ma znaczenia.

A Wy, jak zatrzymujecie chwile?

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

it's all about timing

Wygląda na to, że wkroczyłam już w wiek, kiedy pewne rzeczy działy się za moich czasów.
Za moich czasów dzieci grały w gumę i, w dzień taki jak dziś, biegały z wiadrami pełnymi wody. Młodzież była bardziej kulturalna i grzecznie ustępowała miejsca starszym ludziom.

Za czasów moich rodziców młodość też wyglądała inaczej. Domowymi sposobami ścierało się jeansy kupione za majątek w Pewexie, a potem, w odpowiedzi na krzyk sąsiadki, której pozrywano wszystko jabłka, za pomocą nitki zawieszano je z powrotem na drzewie.
I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że za czasów każdej młodości było lepiej.

Na rozmowy o tym, co było pozwalamy sobie przy okazji rodzinnych spotkań przy stole. Każdy wspomina swoją, lepszą od innych, młodość.
I gdzieś między głośnym śmiechem jest smutna tęsknota za tym co było. Tęsknota nastolatka za czasami, kiedy problemem był brak najnowszej kasety Perfectu, zła ocena ze sprawdzianu z matematyki albo, tak jak za moich czasów, brak prawdziwej lalki Barbie.

niedziela, 8 kwietnia 2012

how do I begin?

Nie wiem co z tego wyniknie. I wydaje mi się, że uczciwie będzie przyznać to już na początku. Nie wiem czy nadaję się do „dłuższego” pisania, skoro od lat jestem za oszczędnością słowa, jak zwykłam to nazywać.

Najczęściej słowa układają mi się w zwięzłe całości. W dwa, może trzy zdania.
A jednak ostatnimi czasy mam ochotę pisać więcej. Bardziej analitycznie. Myślę, że ma to jakiś związek z tym, że odkryłam niedawno, prawie przypadkiem, że oto mam już prawie 30 lat. I to nawet nie to żebym była tą myślą przerażona. Bardziej jestem zaskoczona. To już? To teraz?
Co rano spoglądam w lustro i widzę w nim dwudziestoparoletnią dziewczynę, która dopiero co skończyła studia i ma jeszcze na wszystko czas. Czas na dzieci, na własne mieszkanie urządzone od początku do końca po swojemu, na balkon pełen kwiatów i kolorowych lampek. Na to, by być dorosłą.
I prawdę mówiąc chyba boję się, że najlepsze już za mną.

Z lepszym lub gorszym skutkiem codziennie mierzę się z rzeczywistością, która okazała się być inna niż to sobie wymarzyłam.
I chyba po prostu mam nadzieję, że takich jak ja jest więcej.