niedziela, 1 września 2013

play these games


Większość wszystkiego rodzi się w bólu - miłość, przyjaźń, rozczarowania, a nawet dzieci. Towarzyszący od początku ból ewoluuje. Może przerodzić się w gniew czy obojętność. Z czasem może stać się miłością, szacunkiem lub, po prostu, przyzwyczajeniem.

Część z nas uczy się z nim żyć. Znosić, jak okruchy korka w dobrym winie - szkoda przecież wylewać wina.*
Inni nie potrafią. To, po prostu, nie jest w ich stylu.

Bo co kiedy ból jest zbyt duży? Zbyt świeży, by nauczyć się przechodzić obok niego obojętnie?
I najważniejsze, jak to jest, kiedy dwie osoby odbierają go inaczej? Nie mocniej, nie tępiej. Inaczej.

Piosenką sezonu i życiowych rozterek, przypadkowo, stała się Sunset. Harmonijna. Śpiewana na dwa głosy. Różna.

Bo Ona już nie wybaczy.

 When I see you again
 I'll know not to expect
 Stay one step away
 We won't have to wait

Dlaczego więc On, w tym samym czasie, czuje, że ta, która zamknęła już wszystkie drzwi i okna, wita Go jak przyjaciela?

 When I see you again
 And I'm greeted as a friend
 It is understood
 That we did all we could

To czy jest to obojętność? A może życie? A może tak po prostu trzeba?

Obojgu jest żal, że udają. Że grają w te gry.

 I always thought it was a shame
 That we have to play these games

Że zachowują się jak para nieznajomych.

 I always thought it was sad
 The way we act like strangers

Co wtedy?

Nic. Niepozbawione znaczenia, choć tak częste i prawdziwe - nic.
Bo czasem już nie ma odwrotu. Jest most, którego nie można przebyć i kilka słów, które zostały już wypowiedziane.

Żyjemy dalej. Z bólem lub nie.
A wino wylane.

* Message in a bottle, movie.

piątek, 21 czerwca 2013

before midnght

Kiedy zapalają światła siedzę wbita w fotel, mimo, że zwykle jestem na to zbyt pragmatyczna. Zdarzają się jednak filmy, tak prawdziwe, że aż boli. Bo czego można się spodziewać po romantycznym aż do bólu Before sunset? 

Można spodziewać się cudownej miłości, która jest w stanie przetrwać wszystko. A jednak nie. Bo kiedy w tej całej miłości pojawia się codzienność łatwiej zrezygnować. Zostawić problemy i wzajemne żale. Odejść i czekać na coś lepszego. Na inną miłość. 

Słowa wypowiadane przez bohaterów filmy bolą. Pokazują jak to jest. Tak naprawdę. Zakochać się i wspólnie iść przez życie. Bez patosu. Za to z konsekwencjami podjętej decyzji. 

Bo co jeśli już nie ma się siły? Czy w stosownym momencie ta druga osoba będzie miała jej na tyle dużo, by jeszcze raz zawalczyć? 

czwartek, 9 maja 2013

fear(s)

Boję się niewielu rzeczy. Dwóch.
Może to dlatego, że jestem czyjąś starszą siostrą i kiedy byliśmy mali, a Jemu chciało się pić, to ja szłam do kuchni przez ciemny korytarz. Nie boję się więc ciemności.
Boję myszy. Panicznie. Od prawie-zawsze.
Boję nieudanego życia.

Wiem doskonale, w którym momencie zrodził się każdy z tych leków.
Wiem jak, w moim pojmowaniu świata, są one zasadne. Nieuniknione.

Nie wierzę w oswajania. Terapię, ani walkę z takimi słabościami.
Nie wchodzę więc do piwnic. A kiedy już muszę zapalam światło i głośno potrząsam kluczami.

I tylko to życie. Nie wiem co z tym życiem.
Bo przecież nikt nie mówi to jest to. Lepiej być nie mogło.

sobota, 9 lutego 2013

(no) answer

Nie aż tak dawno temu pewna mała dziewczynka zapytała mnie:
- A Ty masz dzieci?
- Nie mam.
- A dlaczego?
I nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć rozległ się dorosły głos:
- Bo ciocia robi teraz karierę.

Nie było to powiedziane złośliwie.
I nie chodzi o to, że tego, co robię niekoniecznie powinno się określać mianem kariery. Ani o to, że dorosły głos był głosem kobiety w siódmym miesiącu ciąży.

Ten dialog huczy mi w głowie. Nieprzerwanie i tak samo głośno od kilku tygodni.
Bo w ostatnim zdaniu była pewna bezkompromisowość. I szorstkie albo-albo, które zdawało się pokazywać, że w życiu zawsze należy wybrać.

A ja się nie zgadzam. Ani na wybór, ani na udzielanie odpowiedzi w moim imieniu.

czwartek, 18 października 2012

TV or not TV


Nie mam pewności co do tego, dokąd zmierza świat. Ale mam przeczucie, że, mimo wszystko, będzie tam telewizor.
Z niedowierzaniem czytam o ludziach, którzy podejmują wyzwanie (!) dotyczące nieoglądania telewizji i zaskoczeni odkrywają, że telewizor to złodziej czasu. Że tyle innych rzeczy można robić. Że na tak wiele znajduje się czas.

Czytam z niedowierzaniem, bo od lat w moim domu nie ma telewizora. Są co prawda tacy, którzy twierdzą, że jeszcze się dorobimy – babcia mojego Męża. Oraz tacy, którzy chcieli nam oddać swój telewizor – kilkadziesiąt osób. Są także i tacy, którzy wciąż nie mogą zrozumieć to, co my robimy? – bez imion.

Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia jak ludzie znajdują czas na cokolwiek, kiedy po powrocie do domu, po obiedzie, albo, co gorsza, w jego trakcie, włączają telewizor.

Jakiś czas temu, po kilku latach bez telewizora oraz bez mieszkania z rodzicami, podczas kolejnej przeprowadzki, wprowadziłam się, na powrót, do domu rodzinnego. Wracałam z pracy. Jadłam obiad. Włączałam telewizor.
Tu program. Tam serial. Potem Fakty. Potem film po wiadomościach. Potem kolejny program.
A potem już tylko noc.

sobota, 13 października 2012

in/out


Kilka dni temu prawie kupiliśmy mieszkanie.
W głowie, takie rzeczy przychodzą mi bardzo łatwo, zdążyłam się już spakować, przeprowadzić, rozpakować, a nawet przemalować ściany. Już rozpalałam w kominku i szlifowałam drewnane schody.

Gdzieś w międzyczasie okazało się, że zakup 75% kamienicy wiąże się ze sporą zdolnością kredytową, a my takowej nie posiadamy. Nie brakuje nam co prawda dużo i to napawa optymizmem na przyszłość, ale jednak ...

Nic się więc nie zmienia. Zostajemy w białym mieszkaniu na poddaszu, z którego wiadać kostkę brukową z minionych epok. W którym słychać i kościelne dzwony, i całe msze.
Świat się oczywiście nie skończył. A ja? Ja odetchnęłam z ulgą.

Myjąc dziś okna uświadomiłam sobie, że nie wiem ile jestem w stanie poświęcić z tego co mam, po to, by mieć.
Weekendowy, spontaniczny wyjazd mieści się w granicach moich finansowych możliwości. Podobnie jak wyjście do kina czy teatru. Zakupy za trochę więcej niż powinnam wydać. Kosmetyki, na których nie umiem oszczędzać. I przyznaję szczerze, nie mam pewności czy wszystko mieści się w spłacanym kredycie.

A mieszkanie?
Jeśli tamta kamienica jest dla nas - poczeka.

piątek, 5 października 2012

brothers

Nie mam starszego brata. 
Nie wiem więc jak to jest rosnąć z myślą, że obok jest ktoś starszy, większy, być może silniejszy. Ktoś, kto w stosownym momencie podjemie decyzję. 
Wiem jednak, że więzów rodzinnych nie sposób opisać oraz że na starszych braciach można polegać. Mimo upływu lat spoglądać kątem oka na brata i czekać aż On zadecyduje. 

I kiedy wszystko to się wydarza, kiedy bracia stają w obliczu jednej z najtrudniejszych sytuacji w życiu, widzę oczekiwanie w oczach Młodszego. Widzę, jak Starszy decyduje się na zrobienie tego, czy tamtego. A Młodszy pyta „a jeśli nie dasz rady?” „Dam” odpowiada pewnie Starszy i nie wiadomo do końca dla kogo pojawiła się ta nagła stanowczość w Jego głosie. 

Potem słyszę słowa Młodszego „bo ja myślałem, że Ty idziesz, że Ty chcesz”. I widzę ufne spojrzenie, w którym kryją się wspomnienia wspólnych zabaw i sekrety tylko dla dwóch par oczu. 

Widzę mojego Tatę, który zawsze będzie Starszym Bratem.