Nie lubię zbędnej ideologii.
Nie lubię "projektów artystycznych", które trzeba najpierw opisać i wytłumaczyć, by ktoś mógł dostrzec w nich sens.
Ale lubię stopy. I mam ku temu swoje powody.
Często patrzę na stopy dzieci moich Przyjaciół. Na równiutkie paluszki, na których te Maluchy będą opierały się przez całe życie. Patrzę na urocze stópki, które, zapewne za jakiś czas, się wykrzywią. I nie będzie do końca wiadomo czy to pod wpływem złego obuwia, czy małych i dużych problemów.
Przez długi czas stopy, a właściwie stopa, była moim kompleksem. Poparzenie, które miałam od zawsze, zasłaniałam butami i nie wierzyłam Tacie, który mówił, że "się rozejdzie".
Rozeszło się. Nie do końca, nawet, wiem kiedy przestało być aż tak widoczne, bo gdzieś w międzyczasie polubiłam moje stopy. Trochę krzywe, trochę poparzone, z wysokim podbiciem, które uniemożliwia zakup wielu butów.
Stopy, które wiele przeszły, i na których ja wiele przeszłam. Stopy, które lubią słońce i czerwony lakier.
Dziękuję wszystkim, którzy przyłączyli się do akcji "zielone-buty bez butów". Dziękuję za pokazane stopy, maile i ujawnione imiona.
Nie napiszę, że każda stopa kryje jakąś historię, choć, tak po prawdzie myślę, że coś w tym jest.
Z resztą ... zobaczcie sami - www.bezbutow.zielonebuty.pl.
* uwagi i poprawki zgłaszajcie proszę na zielonebuty.blog@gmail.com